wtorek, 15 września 2015

Z otwartymi ramionami?

Cześć.

Od jakiegoś czasu głównym tematem w Europie jest fala emigracji, jaka zalewa nasz kontynent. Drzwiami i oknami walą do nas tysiące ludzi, którzy twierdzą, że uciekają przed wojną, jaka toczy się w ich kraju. Do pewnego momentu przyjmowani byli z otwartymi ramionami, teraz Europa przestaje sobie radzić z tak wielką ich liczbą, wznowiono kontrole na granicach, stawia się płoty.

Politycy nadal twierdzą, że trzeba ich wszystkich przyjąć, trwają tylko dyskusje w jaki sposób rozlokować ich po całym kontynencie. Trochę to nie w smak samym uchodźcom, bo osobiście chcieliby się udać do najbogatszych krajów, tam gdzie będą mieć zapewnione najlepsze warunki.

Ale czy nikt się nie zastanowił jakie skutki będzie mieć dla Europy przyjęcie tak wielkiej liczby osób wychowanych w innej kulturze? Ilu z nich jest, wbrew temu co twierdzą, muzułmanami? A czy nikomu nie wydaje się podejrzane, że w tych tłumach najmniej jest kobiet z dziećmi, większość stanowią mężczyźni, którzy raczej powinni walczyć w obronie swojego kraju, a nie uciekać, zostawiając kobiety i dzieci na pastwę losu?

Po internecie krążą, co prawda wg mnie sfabrykowane, lecz dające do myślenia wypowiedzi muzułmanów. Że cała ta fala emigracji jest starannie zaplanowana tak, by za kilkanaście, kilkadziesiąt lat muzułmanie mogli bezkrwawo przejąć władzę na starym kontynencie. Cóż, jakby się nad tym poważniej zastanowić - coś w tym jest, i sama chyba najbardziej do tego się skłaniam. Aż się boję myśleć w jakiej Europie przyjdzie mi żyć na starość. Nie, żebym była jakąś ...fobką, ale nie czarujmy się, każdy region świata ma swoją, odrębną kulturę, główną religię. Przyjęcie takiej liczby uchodźców nierozerwalnie wiąże się ze zmianami, jakie prędzej czy później u nas nastąpią.

Niejednokrotnie NATO czy USA wysyłało swoje wojska do mniej znaczących konfliktów, czemu teraz nie reagują? Może to jest droga, którą należałoby iść? Zamiast zasiedlać Europę uchodźcami - zróbmy tak, by mogli wrócić do swoich ojczyzn, i tam żyć po swojemu.

A Wy, co sądzicie o obecnej sytuacji?

Pozdrawiam,
Fioletowa

środa, 9 września 2015

Sezon na...

Cześć!

Od kilku dni facebook żyje postem, który "popełniła" była uczestniczka Top Model, Justyna Pawlicka. Zrobiła sobie zdjęcie z uroczym, małym liskiem. Niby nic takiego, ale powstało zamieszanie. Czemu? Wszystkiemu winny podpis do zdjęcia i kontekst w jakim je przedstawiono. Justyna jest producentką odzieży z naturalnych futer, a zdjęcie opatrzyła komentarzem "Sezon na lisy...oficjalnie uważam za otwarty. Czas na futra". Nie pozostawia to złudzeń, jaki los stanie się udziałem słodziaka ze zdjęcia.



Czy muszę w ogóle tłumaczyć, czemu powinniśmy wybierać produkty z ekoskóry, ekozamszu i tak dalej? Widzieliście zdjęcia z hodowli zwierząt futerkowych? Widzieliście, w jakich warunkach przebywają - i cierpią dziesiątki niewinnych zwierząt? Nie wspominając już o tym, w jaki sposób niszczone i zatruwane odpadami z takich hodowli jest nasze naturalne środowisko.

Czemu w XXI wieku znajdują się jeszcze osoby, które naturalne futra uważają za coś modnego, coś trendy? Czemu mamy skazywać na cierpienie zwierzęta, skoro technologia posunęła się tak daleko, że trzeba wprawnego oka by odróżnić futro naturalne od syntetyku? Syntetyki są ładniejsze, tańsze i ich powstawanie nie ma tak negatywnych skutków dla środowiska.

Na facebooku powstała stronka, która potępia działania "modelki", STOP dla Justyna Pawlicka FUTRA, zapoczątkowano tam też fajną akcję - pokazujmy zdjęcia z naszymi "futrami" - zwierzakami, które mamy w domu. Jest to jedyna opcja, kiedy futro jest fajne - żywe, mruczące lub błogo wzdychające na naszych kolanach. Udostępniajcie na fb takie zdjęcia, opatrując je hashtagiem #stopdlajustynapawlickafutra

Pokażmy, że nie jesteśmy obojętni na los i krzywdę zwierząt!

Pozdrawiam,
Fioletowa

wtorek, 8 września 2015

Odwyk?

Cześć!

Dawno mnie tu nie było, ale już do Was wracam :* Mimo, że tego bloga prowadzę od niedawna, to wciągnęłam się w pisanie, brakowało mi tego przez ten ostatni okres. A czemu mnie nie było? Kumpel ma domek, w środku lasu, internet tam w ogóle nie łapie, z zasięgiem tele też jest problem. I przez ostatni tydzień tam właśnie byłam. Niby odpoczęłam, ale tęskniłam za domem, za "standardowym" trybem życia. Czego mi najbardziej brakowało na tym odludziu? A no internetu, a jakże ;)

Zastanawiacie się czasem na jak wiele aspektów naszego życia wpływa obecnie internet?




Kiedy ostatnio dostaliście lub wysłaliście pocztówkę? A list z dołączonym do niego zdjęciem? Dawno, prawda? Teraz, dzięki takim portalom jak bezkonkurencyjny w swojej klasie facebook, jednym kliknięciem myszki publikujesz zdjęcie z odpowiednim podpisem, i już w chwilę później dociera ono do całego grona znajomych. Bez znaczków, bez wychodzenia z domu i wizyty na poczcie.

Zakupy. Nie wiem jak Wy, ale ja większość zakupów robię przez internet. Jedynie spożywkę i chemię domową kupuję w pobliskim dyskoncie lub w sklepiku za rokiem, reszta idzie przez sieć. Gdzie indziej kupię tanie i oryginalne ubrania, bez obawy że połowa sąsiadek będzie mieć takie same? Owszem, czasem zaglądam do sieciówek czy okolicznych lumpków, ale są to sytuacje sporadyczne, nie lubię chodzić po sklepach, nie lubię tłumów. Wolę siąść wygodnie, z kubkiem ulubionej herbatki i zanurzyć się w odmęty alie czy Allegro.

A co z rozrywką? Też w dużej mierze przeniosła się do sieci - miliony gier, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie, stronki z obrazkami, humorem. YT z całą masą filmów i teledysków. Blogosfera z całą rozpiętością blogów z różnych dziedzin. Nawet książki coraz częściej kupujemy w formie ebooków i czytamy na lapku czy tablecie.

Jak to u Was wygląda z eksploatacją internetu? Jesteście stałymi bywalcami czy wchodzicie jak już musicie? Co w nim najbardziej lubicie?


Pozdrawiam,
Fioletowa

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Bo to co nas podnieca...

Cześć!

Dzieciaki masowo zakładają blogi, część z nich od pierwszego dnia bawi się w obs/obs by w jak najkrótszym czasie nabić sobie jak największą liczbę obserwatorów. Wszystko po to, by po miesiącu istnienia bloga porozsyłać maile do firm, głównie odzieżowych, w celu nawiązania "współpracy". W końcu darmowe ciuszki są nie do pogardzenia, prawda?



Nie, żebym coś miała przeciwko nawiązywaniu współprac czy zarabianiu na blogu. Jeżeli blog jest popularny, a jego autor rzeczywiście przykłada się do pisania postów, które są rzetelne i ciekawe, to czemu nie miałby sobie w jakiś sposób rekompensować czasu poświęcanego na blogową działalność.

Wszystko zależy od tego, czy bloger podchodzi z głową do współprac, czy nie zaczyna traktować bloga jak śmietnika, do którego można wrzucić wszystko. Gdy widzę bloga na którym jest milion banerków informujących o współpracach, z całym przekrojem rozmaitych firm to już wiem, że nie mam co liczyć na ciekawe informacje. Parę razy przeglądnęłam z czystej ciekawości takie blogi, wszystko zawsze było "super" i "godne polecenia". Podejrzane, prawda?

Nie mam nic przeciwko gdy poczytna blogerka modowa współpracuje z firmą odzieżową, w końcu jedno z drugim idzie w parze. Jeśli do tego kliki są zbierane w sposób niewymuszony, to wszystko jest ok. Inaczej jeśli w taką współpracę zaczyna bawić się blogerka stricte urodowa, nie jest to wtedy dla mnie w żaden sposób wiarygodne. U takiej blogerki liczę na OBIEKTYWNE opinie o stosowanych kosmetykach, nie wnikam już nawet czy kupiła je sama, czy dostała ze współpracy.

Niech każdy trzyma się swojej "działki", niech na grupach nie pojawiają się prośby o kliki, a wtedy wszystko gra, w końcu bloger też człowiek i jeść musi, ale jeśli już decyduje się na współpracę - niech to robi z rozsądkiem, z poszanowaniem swoich (prawdziwych!) czytelników.


A Wy, co sądzicie o współpracach i "współpracach"?


Pozdrawiam,
Fioletowa

czwartek, 20 sierpnia 2015

Moje miasto, złą sławą owiane

Cześć!

Wczoraj było troszkę narzekania na uroki wsi, dziś chciałabym wymienić kilka rzeczy, które denerwowały mnie podczas mieszkania w mieście.





Mały balkon - okropność. W sezonie letnim lubię poleżeć do słonka, najczęściej w towarzystwie ciekawej książki. Balkon umiejscowiony na innej niż południowa ścianie budynku skutecznie umożliwia grzanie kości do słońca. Jednak kocyk rozłożony na miękkiej trawce to jest to, co lubię, dodatkowo spora odległość od najbliższego sąsiada pozwala mi na swobodne opalanie się toples :D

Sąsiedzi zza ściany. Temat rzeka - a to rozwrzeszczane dziecko, a to szczekający całe popołudnie pies, ewentualnie muzyka puszczona tak głośno, że wprawiała w drganie całą kondygnację. Jak wspominałam w poprzednim poście - raczej jestem odludkiem, lubię ciszę i spokój, które skutecznie były zakłócane przez sąsiadów zza ściany.




Auta jeżdżące pod oknem. No chyba nikt nie lubi wąchać spalin; lubię świeże powietrze, lubię spać przy otwartym oknie. W mieście mogłam o tym zapomnieć, te tumany kurzu, które wciskały się do mieszkania przez każdą szczelinę, no po prostu tragedia. Nie cierpię ścierać kurzy, a mieszkając w mieście musiałam to robić dwa razy dziennie.


Typki z pod ciemnej gwiazdy. Co tu dużo mówić - mijanie wieczorową porą szemranego towarzystwa stojącego w bramie lub siedzącego w większej grupie na ławce nie należy do przyjemności. Nigdy nie wiadomo, co takim osobom wpadnie do głowy. Czasem są nieszkodliwi, i nie zwracając uwagi na otoczenie popijają piwko, ale czasem kierują w Twoją stronę zaczepki, prośby o złotówkę czy papierosa. Co zrobią jak im odmówisz?


Może, dla odmiany, podzielicie się ze mną w komentarzach zaletami mieszkania w mieście? Co w nim lubicie?


Pozdrawiam,
Fioletowa

środa, 19 sierpnia 2015

Wsi spokojna, wsi wesoła

Cześć!



Jakiś czas mieszkaliśmy z moim partnerem w dość dużym, dawniej wojewódzkim mieście; teraz mieszkamy na wsi. Niby postęp, niby ludzie wszędzie są tak samo wykształceni, ale powiem Wam, że słynna "wiejska" mentalność się nie zmieniła zbytnio.

Mieszkając w mieście mieliśmy ten komfort, że zapraszaliśmy gości tylko wtedy, gdy rzeczywiście mieliśmy na to ochotę. A że z reguły jesteśmy odludkami ;) to powiedzenie "Gość w dom - Bóg w dom" u nas nie ma priorytetu. Najbardziej wkurzający jest fakt, że gdy ktoś wie o tym, że pracujesz w domu, przed własnym komputerem - uważa, że taką pracę można przerwać zawsze, gdy komuś wymyśli się złożyć wizytę, Niezapowiedziane wizyty "na kawę" doprowadzają mnie do szału.




Druga rzecz, która działa mi na nerwy, jest w pewien sposób powiązana z tym, co napisałam wyżej: obowiązkowym punktem takiej wizyty jest wysłuchanie wszystkich nowinek z okolicy. Odwiedzający czuje się zobowiązany uświadomić Cię kto z sąsiadów na coś choruje, kto umarł, kto się żeni i milion innych rzeczy. Nie ważne, że Ciebie to oni ziębi, ani grzeje. Musisz wysłuchać wszystkich opowieści i koniec. Na dodatek gość stara się wyciągnąć od Ciebie jak najwięcej informacji, by - jak się słusznie domyślacie - puścić je w obieg dalej. A gdy grzecznie go zbywasz - czuje się mocno urażony tym, że nie chcesz go poinformować o tym, co wczoraj jadłeś na obiad.

Sport to zdrowie! Serio? Gdy mieszkaliśmy w mieście - nikogo nie dziwiło, że pani w okolicach 30 i troszkę starszy pan śmigają sobie na rolkach. W ciepłe wieczory na "naszej" ścieżce rowerowej zawsze były tłumy ludzi w różnym wieku: od małolatów śmigających na deskach po starsze panie jeżdżące na rowerach. Na wsi - co prawda można spotkać seniorów z kijkami do nording walkingu, ale jest to chyba jedyny akceptowalny u ludzi +20 rodzaj sportu. My - na rolkach - ściągamy zdziwione spojrzenia, jesteśmy powodem ściszonych dyskusji.

No, to się wyżaliłam :D A jak to jest u Was? Mieszkacie na wsi czy w mieście? Którą opcję wolicie?



Pozdrawiam,
Fioletowa

wtorek, 18 sierpnia 2015

Noc

Cześć!

Wy też tak macie, że najlepiej Wam się pracuje w nocy?



Ja jestem typowym nocnym markiem, "rano" to u mnie pojęcie względne, przeważnie sypiam do południa, i jak muszę wcześniej wstać to jestem nie do życia. Jeśli mam coś do zrobienia, zawsze staram się odłożyć to na godziny wieczorne, najlepiej i najszybciej mi się wtedy pracuje; w domu panuje cisza przerywana cichym brzęczeniem radia. Mam święty spokój - nikt ode mnie niczego nie chce, mogę się w pełni skupić nad daną czynnością, nie rozpraszają mnie dzieciaki wrzeszczące za oknem.

Właśnie dziś mam taki pracowity wieczór: robię małe zleconko, międzyczasie nadrabiam zaległości na blogach, zapisuję szkice kolejnych postów. Lubię siedzieć w nocy, tylko ja i komputer. Nie nękana przez nikogo mogę myśleć, planować, marzyć.

Tak właśnie zerknęłam na informacje odnośnie bloga - kolejna osóbka dołączyła do grona obserwatorów. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę z każdej kolejnej osoby, która dołącza do czytelników bloga. Nie jest prawdą, gdy ktoś mówi, że pisze tylko dla siebie - każdy kolejny "widz" bloga cieszy.Miło jest widzieć, że komuś się podoba to, o czym piszemy, w jaki sposób piszemy.

Pozdrawiam,
Fioletowa

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Na pamiątkę

Cześć!

Jeszcze jakiś czas temu były znakiem rozpoznawczym kryminalistów i marynarzy, teraz szturmem wkroczyły na salony. Kiedyś koloru atramentowego, teraz czarne lub wielokolorowe. O czym mowa? O tatuażach oczywiście.



Jednym się podobają, inni dalej kojarzą je z kryminalnym rodowodem. Jedni tatuują wyjątkowe, znaczące coś wzory, inni idą ślepo za modą i ozdabiają swoje ciało oklepanymi wzorami, które można spotkać na każdym kroku.

Teoretycznie trzeba mieć skończone 18 lat by tatuaż wykonać, niestety zdarzają się szemrane salony czy pokątni tatuatorzy, którzy wykonują swoje dzieła nie patrząc w dowód. Jest to olbrzymi problem, gdyż młodzież często wykonuje rysunek na ciele pod wpływem impulsu, kolegów czy nawet alkoholu. Według mnie te 18 lat to jest minimum, ale w niektórych przypadkach przydało by się i więcej. W końcu tatuaż to decyzja na całe życie. Owszem, można go usunąć laserowo, ale nie jest to ani przyjemne, ani tanie, a blizna tak i tak zostaje. 

Przeciwnicy tatuaży podnoszą jeszcze jedno zagrożenie wynikające z tatuowania się: możliwość zakażenia się wirusami HIV czy WZW. Dlatego tak ważne jest wybranie dobrego studia, które pracuje na czystym sprzęcie.

Sama już od paru lat mam wybrany wzór i miejsce na tatuaż, tylko odwagi na razie brakuje ;) 

W tym sezonie ciekawą alternatywą mogą być zmywalne "tatuaże" przypominające kalkomanie, jakie kilka lat temu pojawiały się w paczkach chipsów. Teraz modne są metaliczne wzory w kolorze złota lub srebra, ale nie tylko. Wzorów do wyboru jest mnóstwo, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Jest to dobry pomysł by wypróbować to, jak się będziemy czuć z takim malunkiem na ciele. Sama tego roku postawiłam na tego rodzaju naklejki, są świetnym uzupełnieniem letnich stylizacji.

A Wam podobają się tatuaże? Macie jakiś albo planujecie?


Pozdrawiam, 
Fioletowa

niedziela, 16 sierpnia 2015

Lokowanie produktu

Cześć!

Dopiero co założyłam bloga, a już dostałam dwie nominacje do LBA. Nie powiem, sympatycznie, ale zabawa nie dla mnie, zwłaszcza, że pytania przeznaczone są raczej dla hot 15 a nie takiej starej dupy jak ja ;)



Zamiast odpowiadać na pytania z LBA postanowiłam Wam napisać parę słów o sobie.

W blogosferze zadomowiłam się na dobre już rok temu, wtedy założyłam mojego pierwszego bloga. Jest o tematyce urodowej, typowo babski zakątek. Nie będę go tu reklamować, bo na tym blogu chcę, jak na razie, pozostać anonimowa, a Wam do szczęścia nie jest potrzebna wiedza o tym, jak wyglądam :P

Lubię pisać, na tamtym blogu jest więcej zdjęć niż treści, więc po kilkunastu tygodniach zastanawiania się stwierdziłam, że co mi szkodzi założyć drugiego bloga, gdzie będę mogła bardziej się rozpisywać, poruszać inne tematy niż dobór koloru cienia do tęczówki ;) Ale jeśli macie jakieś pytania związane z urodą i pielęgnacją, to służę radą, dzięki blogowi nauczyłam się o tym więcej, niż przez dwa lata pobytu w szkole na kierunku Technik Usług Kosmetycznych.

W swojej karierze mam też na koncie naukę na kierunku Technik Informatyk, nie jestem jakąś specjalistką, ale ogarniam html, cmsy i tym podobne pierdołki. Bardzo lubię tworzyć grafikę, chociaż z drugiej strony nie mam nigdy cierpliwości dokończyć projektu, więc w folderze mam milion zaczętych prac.

Ogólnie mam do wszystkiego słomiany zapał, blogowanie jest jedyną rzeczą przy której wytrwałam tak długo. Jestem jak ta dziewczyna z reklamy: "Lubię swój świat, i lubię świat wirtualny", sporo czasu spedzam przed komputerem, a jeśli przed nim nie siedzę to czytam książki.

Mieszkam z moim partnerem, dwoma psami i kotem gdzieś w południowej Małopolsce. Przez moją chorobę ( o niej innym razem) siedzę w domu, dorywczo zajmuje się copywritingiem.

To by było na tyle, jeśli macie jakieś pytania, to czekam na komentarze lub maile :)


Pozdrawiam
Fioletowa


sobota, 15 sierpnia 2015

Musisz!

Cześć!

Nie tak dawno temu przez internet przetoczyła się fala oburzenia po publikacji tego spotu:



Jego przekaz jest jasny: każda kobieta MUSI urodzić, inaczej będzie smutna i nieszczęśliwa. Po prostu żenada. Spot dotyka kilka grup ludzi, którzy nie mają dziecka.

Do pierwszej grupy zaliczyłabym ludzi, którzy nie mogą mieć dziecka z powodów medycznych. Leczą się od wielu lat, starają o dziecko, a niestety nic z tego nie wychodzi. Dołóżmy do tego jeszcze fakt, że nie każdego stać na in vitro, i mamy sporą gromadkę ludzi, którzy chcieliby a nie mogą. Ciekawe, jak się czuły te bezpłodne kobiety, gdy zobaczyły, że przyrównuje się je w spocie do zmanierowanej kobiety, która "traciła czas" na zabawę i karierę.

Druga grupa to ludzie, których po prostu nie stać na dziecko. To temat na osobny post, ale ile jest w Polsce takich rodzin, które ledwie wiążą koniec z końcem, gdzie na przykład pracuje tylko jedno z partnerów? Zarobki jakie są każdy wie, i gdy każdy z małżonków zarabia tylko najniższą krajową, dochodzą do tego opłaty za wynajem mieszkania, i pieniądze na przeżycie - zostaje niewiele, lub czasem wcale. Dziecko staje się w takiej sytuacji zbyt dużym obciążeniem, a trudno je powoływać do życia tylko po to, by żyło w nędzy.

Po trzecie: są ludzie, którzy po prostu nie nadają się na rodzica, nie mają instynktu macierzyńskiego/ojcowskiego. Dziecko, to odpowiedzialność na całe życie, bez sensu jest je rodzić: bo tak wypada, bo rodzina się dopytuje. Sama należę do tej ostatniej grupy, trzydziestka na karku, a myśl o dziecku napawa mnie przerażeniem. To nie jest tak, że je nie lubię dzieci wcale. przez parę lat byłam opiekunką, i lubiłam tę pracę. Ale swojego nie chcę, bo nie i już! I wnerwia mnie takie zaglądanie przez kogoś do moich osobistych spraw, w końcu to moje życie, i nie życzę sobie, by ktoś za mnie decydował o tym, że "powinnam" albo co gorsza "muszę" mieć dziecko.

Skoro niż demograficzny jest tak duży, że aż potrzebne są kampanie promujące macierzyństwo - niech rządzący zajmą się problemem dwóch pierwszych grup, które wymieniłam. Niech finansuje leczenie, niech zapewni godną wypłatę ludziom, którzy ciężko na nią pracują. Jestem pewna, że gdyby sporą część ludzi było na to po prostu stać, to i dzieci pojawiłoby się więcej. W sumie jest to temat rzeka: lepsza pensja, zapewnione przedszkole, zniżki i ulgi na dziecko - sporo tego jest potrzebne. Tym bardziej więc powinniśmy naciskać na rządzących, by coś z tym zrobili, zamiast wpieprzać się w życie ludzi, którzy sobie tego nie życzą.


Co sądzicie o tym spocie? Macie dzieci lub je planujecie?


Pozdrawiam,
Fioletowa

piątek, 14 sierpnia 2015

Na plaży fajnie jest?

Cześć!




Korzystając z upalnej, słonecznej pogody jeżdżę z koleżanką nad pobliskie stawy. Powstał tam w zeszłym roku kompleks, współfinansowany przez Unię Europejską. Wyczyszczono wodę, odgrodzono część dla dzieci, wysypano piasek na nadbrzeżu. Powstały sklepiki, toalety i przebieralnie, na części brzegu jest mały zagajnik, gdzie można schować się przed słońcem.

W tym sezonie byłam już kilka razy, odpoczęłam, opaliłam się, ale też miałam okazję poprzyglądać się ludziom i ich zachowaniu w tłumie. A to zachowanie nie zawsze jest do zniesienia, dziś ponarzekam sobie troszkę, i wymienię parę typów ludzi, którzy grają mi na nerwach.


Muzykalni. Muzyka, której słucham jest najlepsza ever, więc niech wszyscy w promieniu kilometra ją słyszą, a jak!

Sportowcy. Po co grać w siatkę czy badmintona na jednym z przeznaczonych do tego boisk, skoro można dodatkowo trenować slalom pomiędzy kocami odpoczywających obok ludzi? Co z tego, że stratujemy starszą panią wygrzewającą się do słońca? Co z tego, że przeszkodzimy maluchom budującym zamki z piasku?

Głodomory. To nic, że mój grill stoi tuż nad głową leżącej obok dziewczyny. Co z tego, że kosz jest parę metrów dalej, przecież resztki najlepiej porozrzucać wkoło siebie. Papierki i inne śmieci też niech leżą obok. No ale po co sprzątać po sobie?

Wyluzowani rodzice. Po co pilnować dziecka, przecież na drugim końcu pomostu jest ratownik, który na pewno wszystko widzi. Po co zakładać dziecku pampersa, komuś przeszkadza kupa pływająca obok?


A Wam, co przeszkadza w tłumie odwiedzającym plażę? Może któryś z wymienionych przeze mnie "grzeszków" macie na koncie? ;)


Pozdrawiam ciepło,
Fioletowa

czwartek, 13 sierpnia 2015

Kącik gamera #1

Cześć!

Dziś chcę Wam opowiedzieć parę słów o przeglądarkowej grze strategicznej, która towarzyszy mi od ponad roku. Tak prawdę mówiąc - jest to okropny pożeracz czasu, staram się ją ograniczyć do minimum, ale wiecie, zawsze jak się zaloguję, to znajdę milion spraw do załatwienia, i tak niepostrzeżenie mijają godziny. Skoro ja tracę na nią czas, to może skusi się też ktoś z Was ;) A może już znacie tę grę, i zostaniemy znajomymi?

Początkowo miał powstać jeden wpis,, ale informacji jest tyle, że wyszedłby post-tasiemiec, którego by nikt nie przeczytał, więc postanowiłam notkę podzielić na kilka mniejszych części.


Gra nazywa się Forge of empires, jej wydawcą jest niemiecka firma InnoGames. Gra jest na rynku od 2012 roku, i jak na razie ma się dobrze, ostatnio został uruchomiony kolejny, siódmy już serwer. Na uwagę zasługuje piękna, dopracowana grafika oraz rzetelne i dokładne tłumaczenie na język polski. Oprócz trybu budowania i rozwijania miasta dostępne są dwa tryby walki PvP (player vs player) oraz GvG ( gildia vs gildia).

Swoją przygodę zaczynamy nawet nie we wiosce - jest to kupka kamieni z dwiema prymitywnymi chatkami. Przez kilka początkowych zadań prowadzi nas Ragu, nasz doradca. Dzięki przejściu samouczka poznajemy nawigację w grze i podstawowe opcje, których będziemy używać na co dzień.



O co tu w ogóle chodzi? W największym skrócie: budujemy miasto i staramy się je rozwijać, wchodząc do kolejnych epok. Międzyczasie walczymy z sąsiadami, którzy próbują wykraść nam wytwarzane przez nas produkty. Możemy dołączyć do zrzeszeń graczy zwanych gildiami, i walczyć w trybie Gildia kontra Gildia.

W grze funkcjonuje kilka dóbr, mają różną wartość i przeznaczenie. 

FP - forge point, punkt rozwoju - co godzinę otrzymujemy 1 FP, który posłuży nam do odblokowywania poszczególnych technologii. Potrzebne są również do postawienia Pereł Architektury. Na pasku możemy zmagazynować maksymalnie 10 takich punktów, kolejne przepadają, dopóki nie wydamy tych, które już mamy

narzędzia - zwane popularnie młotkami - wykorzystujemy je do budowania rozmaitych budynków, czasem przydają się też do odblokowania technologii

monety - jak wyżej

towary - w każdej epoce można produkować 5 towarów, jednak podbijając mapę kontynentu możemy do 2 z nich zdobyć bonus, który znacząco zwiększa produkcję. Potrzebne są do odblokowania technologii, do negocjacji terenów, do postawienia Pereł

medale - zdobywamy je w nagrodę za walki lub za wspieranie Pereł u innych graczy. Kupimy za nie rozszerzenia terenu, które są w grze bardzo ważne

diamenty -  waluta premium, można ją kupić za pomocą sms'a, przelewu, ale czasem pojawia się jako nagroda w zadaniu, można ją wygrać w eventach. Przydaje się do wszystkiego ;) 

Wiem, że wydaje się to sporo, 5 różnych "walut", ale w grze używa się ich w bardzo prosty sposób, łatwo zapamiętać, która do czego służy.


Początkowo warto skupić się na rozwoju, ale pierwszą epokę mijamy dość szybko, pod warunkiem regularnego logowania się w grze. Każde kolejne badanie, które zrealizujemy - to pojawiające się w menu budowy kolejne budynki, lepsze od tych starszych, więc warto robić przebudowy w mieście. 



Warto wiedzieć, że budynków nie da się obracać, nie można ich dać do "przechowalni" wiec kluczowym elementem w grze jest jak najefektywniejsze wykorzystanie przestrzeni, którą mamy aktualnie dostępną.

Same budynki dzielą się na kilka kategorii: mieszkalne, produkcyjne, towarowe, kulturowe, dekoracje, wojskowe, drogi. Wszystkie z nich (oprócz dekoracji) są bardzo ważne dla rozwoju miasta, istotne jest zachowanie odpowiednich proporcji między nimi.

A w kolejnym wpisie trochę na temat interakcji między graczami, oraz o specjalnych budynkach.

Jeśli zainteresowała Was gra - możecie zarejestrować się TUTAJ, gwarantuję Wam, że FoE wciągnie Was od pierwszej chwili ;) 


Pozdrawiam, 
Fioletowa


środa, 12 sierpnia 2015

A Ty noś, noś, noś...

Cześć!

Włosy są nieodłącznym atrybutem kobiecości, najlepiej, by były gęste i długie. Jeśli nie chcą rosnąć lub zaczynają się przerzedzać - dla kobiety może to być dramat. Szukamy więc wszelkich możliwych sposobów, by zahamować ich wypadanie, by przyspieszyć porost.

Ważne jest to, by działać wielotorowo: sama wcierka, lub same tabletki mogą nie wystarczyć, warto od razu sięgnąć po cięższe działa, niż tygodniami czekać na jakikolwiek efekt.


Warto zacząć od diety, dzięki temu dostarczymy do organizmu sporo potrzebnych witamin:
  • witamina A (retinol),
  • witamina E (tokoferol),
  • witaminy z grupy B oraz
  • witamina C (kwas askorbinowy)
Witaminę A znajdziemy w produktach pochodzenia zwierzęcego: wątróbce, mleku. Z kolei witaminy E należy szukać w roślinach zielonych i kiełkach. Witaminy z grupy B występują w produktach zbożowych i roślinach strączkowych. Natomiast owoce i warzywa są doskonałym źródłem witaminy C.

Jeśli chodzi o suplementację - prym wiodą różnego rodzaju preparaty ze skrzypem, ale tak naprawdę najlepiej kupić w aptece taki w saszetkach do zaparzania i pić raz dziennie szklankę takiego naparu. Innym zielem, które będzie pomocne w walce o długość jest pokrzywa - dużo smaczniejsza od skrzypu, sama piłam ją z przyjemnością - skrzyp niekoniecznie ;)

 



Bardzo popularna jest wcierka Jantar, ale uwaga! właśnie WCIERKA, a nie odżywka. Nakładamy ją na skalp (czyli skórę głowy), najlepiej po myciu. Pachnie dość przyjemnie, ma wodnistą konsystencję, więc jest wydajna. Efekty w postaci baby hair zauważymy już po kilku tygodniach regularnego stosowania. Niestety lubi też (z powodu zawartości alkoholu w składzie) przesuszać skórę, co może doprowadzić do powstania łupieżu. Jednak jest tak zachwalana, a efekty widoczne, że warto samodzielnie ją przetestować, zwłaszcza, że nie jest droga.



Innym, zyskującym ostatnio popularność specyfikiem jest maść końska. Tak, ta na stawy ;) Sama jej nie stosowałam, więc radziłabym zachować daleko posuniętą ostrożność: najpierw robimy na ręce próbę uczuleniową, później powtarzamy ją na skórze za uchem i dopiero wtedy, jeśli nie wystąpi pieczenie/swędzenie - możemy spróbować położyć ją na skalp. Najlepiej zacząć od krótkiego, 5 minutowego przetrzymania na głowie, później, przy braku problemów, możemy wydłużyć ten czas do pół godziny, maksymalnie godzinki. Mimo wszystko nie radziłabym jej zostawiać dłużej, nawet jeśli nie zauważycie żadnych niepokojących objawów. 
Czemu w ogóle można przypisać jej działanie? Zawiera w sobie substancje rozgrzewające, które genialnie poprawiają mikrokrążenie w skórze, dzięki czemu więcej składników odżywczych z krwi dociera do cebulek włosa.



Kolejnym popularnym ziołem, tym razem potrzebnym do przygotowania wcierki, jest kozieradka. Wcierkę bardzo łatwo przygotować: 3 łyżki zmielonych nasion zalej 150 ml wody i zagotuj. Po wystygnięciu wmasuj w skórę głowy, owiń folią i ręcznikiem, i zostaw jak najdłużej. Niektórym może przeszkadzać specyficzny, przypominający rosół lub curry, zapach, ale dla efektów warto się pomęczyć. Dodatkowym plusem tej wcierki jest fakt, że zmniejsza przetłuszczanie się włosów.



Suplementem, o którym muszę wspomnieć jest popularne CP czyli calcium pantothenicum. Jednak działanie jest widoczne tylko wtedy, gdy rzeczywiście brakuje nam tego składnika w organizmie. Testowałam w tercecie ze skrzypem i pokrzywą, i muszę Wam powiedzieć, że widziałam różnicę. 
Plusem doustnych sposobów jest to, że działają przy okazji na paznokcie, więc obecnie cieszę się najdłuższymi od wielu lat pazurkami! Minus jest taki, że specyfiki stosowane wewnętrznie mogą przyspieszyć wzrost włosków na całym ciele, w związku z tym na chociażby nogach muszę golić włoski dwa razy częściej niż do tej pory.

A jakie są Wasze patenty na dłuższe i gęstsze włosy? Stosowałyście te wymienione tutaj? Jakieś nietypowe specyfiki? ;) Podzielcie się w komentarzach




Pozdrawiam,
Fioletowa

wtorek, 11 sierpnia 2015

Co one zrobiły? Czyli 5....

Cześć!


Uwielbiam się malować, cały czas staram się podnosić swoją wiedzę i umiejętności w tej kwestii. W związku z tym mam oko wyczulone na wszelkie niedoskonałości, i o ile niektóre mogę wybaczyć, to jest kilka rzeczy, na które zawsze zwrócę uwagę. Ulica pełna jest dziewczyn, które mogą stanowić doskonały przykład tego, jak się nie malować.

1. Oko obrysowane czarną kredką.


Nie, nie i jeszcze raz nie. O ile sprawdzić się to może na wybiegu - na co dzień mało komu to pasuje, a niestety jest bardzo popularne w moim otoczeniu. Prym wiodą starsze panie, które poza tą nieszczęsną kredką nie używają żadnych innych kosmetyków. Dziewczyny - pamiętajcie o tym, że taki "makijaż" bardzo pomniejsza Wasze oczy, sprawia, że wyglądają ciężko, zwłaszcza przy braku reszty makijażu.


2. Źle dobrany kolor podkładu


Sprawia, że twarz odcina się od reszty ciała niczym maska, a w końcu w makijażu nie chodzi o to, by go było widać z kilometra!


3. Owadzie nóżki zamiast rzęs


Tytuł tego podpunktu mówi wszystko. Rzęsy, mimo warstw tuszu mają wyglądać jak najbardziej naturalnie, tylko wtedy są prawdziwą ozdobą i ramą oka. W końcu nie bez kozery wymyślono grzebyki i szczoteczki do ich rozczesywania.


4. Zbyt dużo i źle umiejscowiony róż


Nie chodzi o to, by wyglądać jak matrioszka, róż ma podkreślać nasze policzki, imitować delikatny, naturalny rumieniec. To, co czasem(!) dobrze wygląda na zdjęciach beauty, niekoniecznie jest dobre na co dzień.

5. Źle zrobione brwi


Tu można przegiąć w dwie strony. Wyskubane do granic brwi, do tego pociągnięte czarną kredką wyglądają komicznie. Ale zbytnie ich podkreślenie, nie ujarzmiony busz również wyglądają kiepsko. Najlepszy jest złoty środek - podkreślenie ich naturalnej linii, ewentualnie uzupełnienie braków cieniem lub pomadą w kolorze włosków.


Najczęściej zauważalne błędy wymieniłam, innych jest tyle, że sporą książkę można by z tego napisać ;)

A Wam, co przeszkadza w makijażach innych dziewczyn? A może któreś błędy same popełniałyście?


Pozdrawiam,
Fioletowa

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Dokąd zmierzacie?

Cześć!

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu byłam wiernym "widzem" portalu lookbook. Z przyjemnością przeglądałam ciekawe, oryginalne stylizacje, które wyprzedzały trendy. Choć sama ubieram się raczej bez szaleństw - lubiłam popatrzeć na perełki, które tam znajdowałam.

Przez dobre parę miesięcy było mi jakoś nie po drodze z lookbookiem i modowymi blogami, ostatnio jednak zajrzałam tam, i nie dowierzam. Portal, w moim odczuciu zszedł na psy, może nie tyle sam portal, ale jego (oczywiście nie wszystkie) użytkowniczki. Zwykły tshirt + szorty nazywany jest dumnie outfitem, przeglądając zdjęcia mam wrażenie, że cały czas patrzę na tą samą "stylizację" tylko w innych ujęciach. Zero oryginalności i polotu, kopia kopiuje kopię i tak dalej. Przeglądałam dzisiaj stronkę dobre 2 godziny i na palcach jednej ręki mogę policzyć ciekawe propozycje, które się czymś wyróżniają.

Jak wiecie facebook jest kopalnią różnorodnych tematycznie grup. Sama należę go kilkunastu skupiających blogi. Z ciekawości wrzuciłam tam posty z zapytaniem o modowe blogi. Zaznaczyłam, że szukam czegoś nietuzinkowego, poprosiłam o linki. W ciągu dwóch dni dostałam 4 (!) odpowiedzi, z czego tylko jedna była na tyle interesująca, że zaobserwowałam bloga. Wniosek: "blogerki" dobrze wiedzą, że nie pokazują niczego specjalnego, i nawet nie pchają się z polecaniem własnych wpisów.

Normalnie żal. Z prężnie rozwijającej się dziedziny blogowania modowe stronki stały się przechowalnią zdjęć z niczym nie wyróżniającymi się strojami, rzekłabym codziennymi. Gro z nich bazuje na współpracach z różnymi sklepami, co gorsza - żebrząc o kliki w linki, by wyciągnąć z bloga jak najwięcej, by dostać kolejny gratisowy ciuch. Zero kreatywności i polotu, zero inwencji twórczej.

Szkoda.

A może Wy mi polecicie jakiś blog modowy, na który warto zaglądać? Linki w komentarzach mile widziane.



Pozdrawiam,
Fioletowa

Idealna?

Cześć!



Z gazet, przydrożnych reklam, ze stron w internecie spoglądają na nas panie o pięknych, smukłych sylwetkach. Często potem patrzymy w lustro z niesmakiem, zastanawiając się, czemu aż tak dużo brakuje nam do kobiet widzianych w reklamach. Zapominamy o tym, jak duże grono specjalistów od wizerunku, stylistów, a przede wszystkim grafików pracuje nad takim zdjęciem, nim trafi ono do obiegu. Bardzo fajnie ewolucję takiego zdjęcia pokazuje ten filmik:


Jak widzicie - wystarczy parę ruchów myszką, a z przeciętnej kobiety tworzy się nową postać, niewiele mająca wspólnego z rzeczywistością.  Promowanie takich wyidealizowanych, wychudzonych "piękności" niesie ze sobą poważne konsekwencje. Młode dziewczyny, które dopiero się rozwijają, często dążą do takiego wyglądu. Skończyć się to może tragicznie: zahamowanie rozwoju, anoreksja, bulimia, depresja, nerwica - to tylko niektóre z chorób które mogą być tego skutkiem. I jeśli nie ma się co dziwić, że młody, kształtujący się dopiero umysł popada w takie pułapki, to tym bardziej przykre jest to, że nawet dorosłe kobiety popadają w błędne koło w dążeniu do nieosiągalnych ideałów.



Ostatnimi czasy modne stają się modelki plus size, co według mnie jest z kolei przegięciem w drugą stronę. Nadwaga - prędzej czy później - kończy się występowaniem jakichś schorzeń, więc promowanie niezdrowej sylwetki niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Wiele jest chorób, które warunkowane są otyłością, nie będę ich tu wszystkich wymieniać, ale wystarczy pomyśleć o cukrzycy i jej groźnych powikłaniach, nadciśnieniu i innych chorobach układu krążenia. Nadwaga nie jest sexi - jest groźna dla życia i zdrowia. I powinni się zastanowić nad tym ludzie, którzy promują sylwetki w rozmiarze 50. I żeby nie było - mi samej po chorobie i lekach, które zażywam przybyło kilka nadprogramowych kilogramów. Ale staram się ze wszystkich sił z tym walczyć, bo zdaje sobie sprawę, jakie mogą być skutki choćby paru(nastu) kilogramów za wiele.



W tej kwestii brakuje w mediach zdrowego wyważenia tematu, brakuje kobiet o zdrowych ciałach w rozmiarach 36-40. Pokazywane są nam albo "wieszaki" albo otyłe kobiety. Czy wyglądają one ładnie - to już kwestia gustu, może są osoby, które z przyjemnością na nie patrzą. Zdrowe to one na pewno nie są, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.





Fioletowa


sobota, 8 sierpnia 2015

Ja tam nie wejdę!

Cześć!

Blogowanie staje się coraz popularniejsze, coraz więcej osób dołącza do grona piszących. Na Facebooku istnieje mnóstwo grup zrzeszających takie osoby. Nim założyłam bloga - już od jakiegoś czasu przyglądałam się takim grupom, szukając przy okazji jakichś ciekawych blogów do przeglądania. Spotkałam się tam z kilkoma tendencjami, które niekoniecznie zachęcają do odwiedzenia reklamującego się bloga, lub sprawiają, że pierwsze na nim odwiedziny stają się zarazem ostatnimi.



Co więc sprawia, że od jakiegoś bloga mnie odrzuca?


Na pierwszym miejscu postawiłabym wszechobecne, zwłaszcza wśród najmłodszych blogerów, wymiany, często proponowane w żałosny wręcz sposób:

Nie bawię się w obs\obs lub kom\kom. Jeśli na prawdę spodobał ci się mój blog, zaobserwuj lub skomentuj, a ja od razu się od wdzięczę

Chyba każdy czytający powyższe zdania widzi wyłaniającą się z nich sprzeczność: w pierwszym zdaniu dziewczyn(ka) zarzeka się, że nie prowadzi wymian, w drugim zdaniu stwierdza, że się od wdzięczyCo gorsza - zdarza mi się widzieć takie propozycje wysunięte przez dorosłe, i wydawałoby się, ogarnięte osoby. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że takie wymiany są drogą donikąd, i w ten sposób nie zdobędziemy PRAWDZIWYCH czytelników?

Drugim, istotnym czynnikiem, który ma wpływ na odbiór bloga jako całości są zdjęcia. 


Czasem ich jakość  jest tak słaba, że odechciewa się tracić czas na wytężaniu oczu, by dostrzec na nich cokolwiek.  

Albo jest ich tak dużo, że te dwie linijki tekstu nikną pomiędzy nimi. Nie mam tu na myśli typowo modowych blogów, takich z rzeczywiście ciekawymi i oryginalnymi outfitami - tu same zdjęcia wg mnie się jeszcze jakoś bronią. Ale zdarzają się, i to dość często blogi, na których wciąż przewija się jakaś oklepana stylizacja w stylu: zwykły top i jeszcze zwyklejsze szorty i do tego dosłownie trzy linijki tekstu pod tytułem: wstałam, coś zrobiłam, poszłam spać. Na taki blog z pewnością nie wrócę.



Po trzecie: ortografia i stylistyka. Jak chociażby z cytowanym powyżej od wdzięcze się. Od osób, które prowadzą bloga wymagam posługiwania się poprawną polszczyzną. Nie, nie mam nic przeciwko wtrąceniom z innych języków, outfitom zamiast naszych swojskich stylizacji, nawet emotki (używane oszczędnie) toleruję, sama czasem nawet używam ;)  Ale jeśli trafiam na bloga, którego treść wygląda jak skopiowana z zeszytu pierwszoklasisty, to sorry, ale nie! Może takie moje zboczenie, może za dużo w swoim życiu przeczytałam książek, ale takie coś mnie po prostu odrzuca. 


Czwarty punkt na mojej liście stanowią blogi "modowe" - tyle że koło mody to nie leżało. Jak wspominałam wyżej - nie mam nic przeciwko blogom modowym, jeśli rzeczywiście znajduje się na nich coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Jednak kopiowanie stylizacji, które już X razy przewinęły się na innych blogach jakoś mi nie podchodzi. Po co mam zaglądać na takiego bloga, skoro na ulicy zobaczę gro dziewczyn (lub chłopaków) ubranych ciekawiej?

A Wy, czego nie lubicie na blogach?


Pozdrawiam,
Fioletowa

Say 'Hello'






Cześć!

Jeśli liczysz na kolejny blog z mnóstwem, mniej lub bardziej dopracowanych zdjęć i dwoma zdaniami wciśniętymi pomiędzy, to źle trafiłaś/eś. Tutaj będzie więcej gadaniny, czasem na poważnie, czasem z przymrużeniem oka. W sumie to wszystkiego po trochu - głównie dla kobiet, ale postaram się też wrzucać czasem coś dla panów. 

Na dzisiaj tyle, chciałam się tylko przywitać.

Dobranoc,
Fioletowa