czwartek, 20 sierpnia 2015

Moje miasto, złą sławą owiane

Cześć!

Wczoraj było troszkę narzekania na uroki wsi, dziś chciałabym wymienić kilka rzeczy, które denerwowały mnie podczas mieszkania w mieście.





Mały balkon - okropność. W sezonie letnim lubię poleżeć do słonka, najczęściej w towarzystwie ciekawej książki. Balkon umiejscowiony na innej niż południowa ścianie budynku skutecznie umożliwia grzanie kości do słońca. Jednak kocyk rozłożony na miękkiej trawce to jest to, co lubię, dodatkowo spora odległość od najbliższego sąsiada pozwala mi na swobodne opalanie się toples :D

Sąsiedzi zza ściany. Temat rzeka - a to rozwrzeszczane dziecko, a to szczekający całe popołudnie pies, ewentualnie muzyka puszczona tak głośno, że wprawiała w drganie całą kondygnację. Jak wspominałam w poprzednim poście - raczej jestem odludkiem, lubię ciszę i spokój, które skutecznie były zakłócane przez sąsiadów zza ściany.




Auta jeżdżące pod oknem. No chyba nikt nie lubi wąchać spalin; lubię świeże powietrze, lubię spać przy otwartym oknie. W mieście mogłam o tym zapomnieć, te tumany kurzu, które wciskały się do mieszkania przez każdą szczelinę, no po prostu tragedia. Nie cierpię ścierać kurzy, a mieszkając w mieście musiałam to robić dwa razy dziennie.


Typki z pod ciemnej gwiazdy. Co tu dużo mówić - mijanie wieczorową porą szemranego towarzystwa stojącego w bramie lub siedzącego w większej grupie na ławce nie należy do przyjemności. Nigdy nie wiadomo, co takim osobom wpadnie do głowy. Czasem są nieszkodliwi, i nie zwracając uwagi na otoczenie popijają piwko, ale czasem kierują w Twoją stronę zaczepki, prośby o złotówkę czy papierosa. Co zrobią jak im odmówisz?


Może, dla odmiany, podzielicie się ze mną w komentarzach zaletami mieszkania w mieście? Co w nim lubicie?


Pozdrawiam,
Fioletowa

0 komentarze:

Prześlij komentarz